Co się zmieniło?
Co powinno się zmienić?

Ujęcie duszpasterskie.

Zmiany są nieodzownym elementem życia. Niewątpliwie procesowi temu towarzyszy, jako wiodący czynnik, czas. Z perspektywy doświadczenia możemy wyróżnić trzy rodzaje zmian. Pierwsze to: świadome, planowane i oczekiwane. Drugie: zaskakujące, niespodziewane i nagłe oraz trzecie: odwracalne i nieodwracalne. Doznaniu temu mogą ulec zarówno jedna osoba jak i całe grupy społeczne, w tym i Kościół. Motywem sprzyjającym optymalnemu przewidywaniu, przeżywaniu i akceptacji zachodzących zmian jest świadomość niepowtarzalności chwili. Ponadto, warto zauważyć, że między innymi, tym nieodwracalnym skutkiem zmian jest przemijanie, które obecne jest nie tylko w fizjologicznym procesie starzenia się organizmu, lecz w całym zakresie aktywności społecznej jednego człowieka i zbiorowości. Chrześcijaństwo jak i wiele innych formacji społecznych ulegało różnym przemianom na przestrzeni wieków. Nie będziemy jednak poddawać naszej obserwacji i rozważaniu wszystkich wieków Kościoła, lecz zawęzimy je tylko do przełomu XX i XXI oraz zagadnień zaobserwowanych podczas współpracy ze Zborami ewangelikalnymi, głownie w Polsce. Mając też na uwadze sprecyzowanie obszaru zawartego w tytule, zwrócimy uwagę na zmiany zachodzące w założeniach i praktyce duszpasterskiej. Możemy zatem wyróżnić siedem obszarów zmian, których wyliczanie, w niniejszym artykule, nie nosi znamion wartościowania i jest zupełnie przypadkowe.

Obszary zmian to:
1. Dyscyplina zborowa
2. Werbalna komunikacja społeczna
3. Kondycja psychofizyczna
4. Zaufanie i tajemnica spowiedzi
5. Rozwody i powtórne małżeństwa
6. Czystość seksualna
7. Inne obyczaj społeczne

Pierwszy obszar to Dyscyplina zborowa. Z nią jest związana praktyka napominania w formie strofowania i wzywania do kategorycznej zmiany, a co za tym idzie stosowanie dyscyplinarnych rozwiązań, jak wykluczanie ze zboru lub skreślanie z listy członków. Zwykle poprzedzone było to publicznym omawianiem, debatowaniem i wyrokowaniem problemów osobistych pojedynczych członków zboru, podczas gremialnych zebrań członkowskich. Warto zwrócić uwagę, iż motywem takiego postepowania była interpretacja niektórych wersetów biblijnych takich jak: Tych, którzy grzeszą, strofuj wobec wszystkich, aby też inni się bali. (1 Tym.5:20); a także: Głoś Słowo, (…) karć, grom, napominaj z wszelką cierpliwością i pouczaniem. (2 Tym.4:2). Można przywołać jeszcze tzw. procedurę napominania z Mt.18:15- 18, gdzie Pan Jezus zachęca do kilkakrotnego napominania upadającego brata (lub siostry), a w przypadku braku skruchy i zmiany, stawienie takich przed zbór, który ma prawo nawet wykluczyć spośród siebie trwających w grzechu mimo upomnień. Ta praktyka, w pewnym stopniu, w ogóle zanikła. Prawdopodobnie może mieć to związek, z jednej strony, z empatycznym podejściem innych członków zboru, którzy sami nie życzą sobie, aby ich osobiste problemy były rozstrzygane publicznie oraz z drugiej, z powszechnie akcentowanym prawem człowieka do zachowania prywatności: Art. 47.[Prawo do ochrony prywatności] Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym… (Dz.U.1997.78.483 | Akt obowiązujący; Wersja od: 21 października 2009 r.). Jak widać zastosowanie biblijnych form dyscyplinarnych napotyka dziś na barierę osobistej dezaprobaty jednostki i społecznoprawnych uwarunkowań. Czy, zatem należy zaniechać takich praktyk, aby nie łamać prawa i nie powodować przykrości innych? Idąc za takim sposobem myślenia możemy dojść, za jakiś czas, do wniosku, że biblijne zasady są niepraktyczne, a nawet szkodliwe dla współczesnego człowieka. Jeśli zrezygnujemy z biblijnych zasad, to czym będzie Kościół? Jak zatem zastosować dyscyplinarne zalecenia duszpasterskie z Biblii w kościele XXI wieku?

W obliczu zmieniającego się świata i jego systemu wartości, czy raczej nie powinna ulec zmianie forma zastosowania, a nie sama zasada? Konieczność stosowania dyscypliny w Kościele jest biblijnie słuszna. Mając na uwadze ryzyko naruszenia dóbr osobistych oraz przepisów prawa, czy nie lepiej jest zaniechać publicznego procesu dyscyplinarnego, a w to miejsce powołać zespoły duszpasterskie złożone z osób posiadających w zborach autorytet, zaufanie oraz umiejętność dochowania tajemnicy? Wówczas rozpatrywanie bolesnych i zawiłych problemów jednostki, nie musi być powodem zgorszenia ogółu, a jednocześnie nie naruszy prawa do prywatności. Poza tym, taki obrót sprawy może spotkać się z właściwym zastosowaniem nauki min. z listu do Galacjan 6:1 – Bracia, jeśli człowiek zostanie przyłapany na jakimś upadku, wy, którzy macie Ducha, poprawiajcie takiego w duchu łagodności, bacząc każdy na siebie samego, abyś i ty nie był kuszony.

Drugim obszarem może być Komunikacja werbalna. Sposób wyrażania swoich opinii lub zasadniczych poglądów, niegdyś przyjmował postać przyzwolenia na publiczne wybuchy gniewu i oburzenia wyrażanych w formie srogiej miny lub wykrzykiwania obraźliwych wyzwisk albo trzaskania drzwiami. Uzasadnieniem było, niepisane prawo do sprzeciwu wobec zachowania innych osób o odmiennych przekonaniach niż uznane przez liderów lub wpływowych członków zboru. Oczywiście motywowane było to wspomnianym wersetem: …karć, grom, napominaj… (2Tym.4:2), co mogło być rozumiane jako święty, Boży gniew, niczym prorok Eliasz wobec kapłanów Baala (1Krl.18). Często jednak, zachowanie takie było przejawem mechanizmu obronnego zwanego projekcją, polegającego na akcentowaniu cudzego błędu, aby odwrócić uwagę od własnych uchybień: Nie ma przeto usprawiedliwienia dla ciebie, kimkolwiek jesteś, człowiecze, który sądzisz; albowiem, sądząc drugiego, siebie samego potępiasz, ponieważ ty, sędzia, czynisz to samo.(Rz.2:1) i (Kobierzycki T., Warszawa 2001, s. 153). Niestety zapominano wielokrotnie przy tym o wspomnianym duchu łagodności (Gal.6:1); o belce i źdźble w oku…(Mat.7:3); o wezwaniu do zaniechania wszelkiej zapalczywości i gniewu…(Kol.3:8) itp. Dziś takie zachowania, choć uzasadniane gorliwością, nie są do zaakceptowania we wspólnotach zborowych. Podnoszenie głosu na kogoś, publiczne krytykowanie, straszenie sądem Bożym, wyśmiewanie poglądów, grożenie dezaprobatą lub wykluczeniem należą do grupy komunikatów o charakterze przemocy psychicznej: Przemoc psychiczna to wywieranie wpływu na proces myślowy, zachowanie lub stan fizyczny osoby pomimo braku jej przyzwolenia przy użyciu środków komunikacji interpersonalnej. Typowymi środkami przemocy psychicznej są groźba, krzyczenie na kogoś, obelga, straszenie… Zimbardo 2012, s. 289-290, (art. 207 k.k.). Podobnie jak w pierwszym obszarze, uwarunkowania osobiste oraz społecznoprawne wymusiły zmianę zachowań również w Kościele. Czy w związku z tym należy milczeć i traktować obojętnie niestosowne społecznie lub wręcz niechrześcijańskie zachowania wierzących, aby przypadkiem zwracając im uwagę nie przekroczyć przepisów kodeksu karnego?

Biblijna zasada napominania jest ze wszech miar słuszna i konieczna. Może, podobnie jak w poprzednim przypadku należy przepracować samą formę, zgodnie z zaleceniem biblijnym? Jeśli nasze emocje nam nie pozwalają, to może lepiej pozostawić proces poprawiania bliźniego profesjonalnie przygotowanym duszpasterzom, którzy bez naruszenia prywatności oraz dóbr osobistych będą potrafili przeprowadzić motywującą rozmowę z upadającym bratem lub siostrą. Tym samym nie zaniedbamy potrzeby napominania i wypełnimy zalecenie apostolskie: A słabego w wierze przyjmujcie, nie wdając się w ocenę jego poglądów. (Rz.14:1) oraz … napominajcie jedni drugich każdego dnia, dopóki trwa to, co się nazywa „dzisiaj”, aby nikt z was nie popadł w zatwardziałość przez oszustwo grzechu. (Hebr.3:13).

Trzecim obszarem jest Kondycja psychofizyczna członków zboru. Niegdyś problemy zdrowia, w szczególności psychicznego oraz uzależnieniaod substancji psychoaktywnych, spotykały się z ostrym sprzeciwem lub ignorancją albo uduchowieniem objawów. Przypisywano je opętaniu demonicznemu, separując przy tym borykające się z dysfunkcją osoby. Chociaż niepełnosprawności psychofizyczne, nabyte na skutek urazów okołoporodowych i innych zdarzeń, były w pewnym stopniu otoczone wyrozumiałością i umiarkowanym wsparciem w zborach, tak choroby psychiczne wierzących zostały zepchnięte do poziomu pilnie strzeżonej tajemnicy, w obawie przed stygmatyzacją, gdyż nie było na nie rozsądnego religijnego wytłumaczenia i właściwej opieki duszpasterskiej.

Człowiek jest jednością bio-psycho-społeczną. Cokolwiek dzieje się w jednej z tych sfer, ma wpływ na pozostałe. Choroby psychiczne stanowią tylko innego rodzaju dysfunkcję, lecz wciąż tego samego organizmu. Jak podejmujemy wysiłki, by leczyć różne organy ciała, tak samo należy podejmować starania o leczenie psychiki i organów z nią związanych: Albowiem nikt nigdy ciała swego nie miał w nienawiści, ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół, (Ef.5:29); Czy nie wiecie, że świątynią Bożą jesteście i że Duch Boży mieszka w was? Jeśli ktoś niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg, albowiem świątynia Boża jest święta, a wy nią jesteście. (1Kor.3:16-17); Samej wody już nie pij, ale używaj po trosze wina ze względu na twój żołądek i częste twoje niedomagania. (1Tym.5:23). Powyższe wersety sugerują jednoznacznie konieczność otoczenia troską kondycji psychofizycznej i stosowanie różnych metod do jej poprawy.

Ponadto, warto przy tym wspomnieć o zagadnieniu biblijnym, szczególnie akcentowanym przez grupę wspólnot charyzmatycznych, jakim jest cudowne uzdrowienie w wyniku modlitwy lub innych uduchowionych i spektakularnych praktyk.

Czy jeszcze i jak często pojawiają się cudowne uzdrowienia we współczesnym Kościele? Czy stanowią one regułę zarezerwowaną tylko dla ewangelicznie wierzących?

A może należy zmienić paradygmat i oprócz oczekiwania na cud dopuścić do świadomości możliwość zaistnienia boskiej ingerencji w procesie leczenia tradycyjnego? Innymi słowy, może należy przedefiniować pojęcie cudu uzdrowienia?

Okazuje się, że możliwość boskiego prowadzenia świeckiej medycyny staje się bardzo realna i coraz częściej dopatrujemy się obecności Boga również w takiej formie jak współdziałanie dla naszego dobra z lekarzami i lekarstwami: A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani. (Rzym.8:28).

W dziedzinie pielęgnacji kondycji fizycznej zauważalny jest postęp medycyny. Profilaktyka chorób, niegdyś nieuleczalnych, staje się coraz bardziej skuteczna, choć pojawiają się nowe schorzenia zwane nowotworami, jednak więcej chorób już można leczyć, wyleczyć bądź nauczyć się z nimi żyć. W sferze dysfunkcji psychicznych dostrzegalny jest z kolei wzrost zachorowań. Być może dlatego stopniowo przełamuje się w społeczeństwie temat „tabu” i w niektórych środowiskach, bez politowania, mówi się już otwarcie o tych dolegliwościach oraz formach leczenia zarówno farmakologicznego jak i psychoterapeutycznego. Nie chodzi tu o to, aby kościół XXI wieku przestał się modlić i odchodził od wiary w cuda obiecane w Biblii, lecz aby zachował równowagę w oczekiwaniach oraz interpretacji obietnic. Wierzymy, że Bóg jest wszechmogący nie tylko, w formie spektakularnych cudów, ale też i co do sposobu działania. Jego rozwiązania czasem są zarazem nadzwyczajne i zupełnie proste, jak np. Podarunki – kosztowności w postaci złota kadzidła i mirry, przekazane przez, czytających z gwiazd magów z dalekiego wschodu, które oprócz symbolicznego znaczenia miały bardzo praktyczny charakter. Przyjęły również formę środków finansowych na daleką podróż do Egiptu i zagospodarowanie pobytu Józefa, Marii i małego Jezusa (Mat.2:1-23). Wobec tego nabiera szczególnego znaczenia i sposobu zastosowania obietnica: Bo u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa. (Łuk. 1:37). Ponadto, możemy przywołać jeszcze inny, biblijny przykład chorego króla Hiskiasza, któremu Bóg przez proroka Izajasza nakazuje położyć na obolały wrzód placek figowy, co w efekcie spowodowało całkowite uzdrowienie: Następnie Izajasz polecił: Przynieście placek z fig. A gdy przyniesiecie i położycie go na wrzód, zagoi się. (2 Król.20:7). Czy Bóg nie miła mocy, aby uzdrowić Hiskiasza bez udziału żadnych pośrednich sposobów? Ktoś krytyczny powiedziałby, że placek był tylko symboliczny, a główną rolę odegrała moc Boża. Tak, to prawda, że moc Boża jest zawsze kluczowa, ale Bóg nie wyklucza użycia metod pośrednich do objawienia swojej mocy. Gdyby placek figowy był bezsensowny, Bóg nie używałby go, gdyż Jego działanie nigdy nie jest pozbawione sensu! Dziś dla nas placek figowy może być metaforą do lekarstw i zabiegów medycznych, jakie potrzebujemy czasem zastosować, aby zadbać o nasze zdrowie, a one wcale nie wykluczają możliwości, pełnej mocy, Bożej ingerencji w proces leczenia. Takie stanowisko nie dotyczy jedynie profilaktyki chorób somatycznych, co dziś jest już zupełnie oczywiste i nie budzi żadnych wątpliwości. Gdy boli ząb, idziemy raczej do dentysty, a nie przywołujemy starszych, by namaszczali nas oliwą i wznosili modlitwę. Świadomość Bożego współdziałania może mieć jednak kluczowe znaczenie w przyjęciu innego sposobu postrzegania leczenia chorób i dysfunkcji psychicznych, gdzie wielu wierzących, zamiast wątpliwych komentarzy, potrzebuje wsparcia, choćby w formie wyrozumiałości ze strony innych sióstr i braci w wierze.

Należy podkreślić przy tej okazji, iż celem naszego chrześcijańskiego bytu nie jest zachowanie zdrowia lub kategoryczne pozbycie się choroby, lecz spełnienie wielkiego posłannictwa, zwanego też służbą pojednania grzesznika z Bogiem: A wszystko to jest z Boga, który nas pojednał z sobą przez Chrystusa i poruczył nam służbę pojednania, (2 Kor.5:18). Na tej drodze, nikt nam nie obiecuje, że zawsze będziemy zdrowi lub wyleczymy się z różnych chorób. Jak wielu, poprzedzających nas w historii chrześcijan, począwszy od apostołów, doznało uszczerbku na zdrowiu, a nawet przedwcześnie utraciło życie. Bóg, nie interweniował w nadzwyczajny sposób, aby im tego oszczędzić, lecz obiecał rekompensatę i nagrodę za wytrwałość w wierze do końca. Może nie zawsze i nie wszyscy zdrowi umrzemy lub dostąpimy łaski uzdrowienia, ale na pewno mamy gwarancję, że Bóg pomoże nam znieść każdą próbę, aby wykonać zadanie, co nie będzie przemilczane w niebie: Dotąd nie przyszło na was pokuszenie, które by przekraczało siły ludzkie; lecz Bóg jest wierny i nie dopuści, abyście byli kuszeni ponad siły wasze, ale z pokuszeniem da i wyjście, abyście je mogli znieść. (1Kor.10:13); Albowiem nieznaczny chwilowy ucisk przynosi nam przeogromną obfitość wiekuistej chwały, (2Kor.4:17) .

Zaufanie i tajemnica spowiedzi. Z powyższego wyłania się kolejny czwarty obszar doświadczeń duszpasterskich, a jest nim bezwzględna potrzeba zachowania tajemnicy spowiedzi oraz uwolnienia od obciążających sekretów na tle bardzo osobistych doznań. Intymne tajniki wymuszały konieczność, w rozumieniu zainteresowanych, ukrywania ich przed innymi ludźmi, w tym i przed zborem. Do nich, niewątpliwie, należały choroby psychiczne i inne problemy rodzinne. Być może powodem takiej postawy była niechęć do wspomnianej już stygmatyzacji lub słuchania krytycznych i niekompetentnych komentarzy innych wierzących albo obawa przed uruchomieniem procesu dyscyplinarnego wobec problemu, jakim mógł być np. odmienny stan świadomości osoby w psychozie, która wypowiada dziwne rzeczy oraz choroba uzależnienia od leków, alkoholu lub innych substancji psychoaktywnych. Powszechne przyzwolenie na bezkarne komentowanie cudzych spraw, praktykowane niestety w demokratycznym ustroju kościołów protestanckich, zwane w Biblii knowaniem, obmową lub oszczerstwem: Nie będziesz szerzył oszczerstw wśród ludu swojego i nie będziesz nastawał na życie swego bliźniego; Jam jest Pan. 3Mojż.19:16 i pochodne; (Gal.5:20; Tyt 2:3;) sprawiało, że ludzie, choć potrzebowali rozmowy, to jednak nie szli z tym do postara lub diakona, a wizyta u psychologa lub psychiatry postrzegana była jako, co najmniej, niestosowna, a nawet jako pójście do wróżbity. Mimo to, wiele osób korzystało z pomocy lekarza lub specjalisty i musiało ukrywać ten fakt.

Istotą chorób psychicznych jest zaburzenie toku myślenia, odczuwania, a co za tym idzie i zachowania. Miejscem ich ujawnienia się jest również wiara, która aktywizuje się w umyśle, czyli obszarze procesów poznawczych takich jak: pamięć, spostrzeganie, uwaga, czy koncentracja (Nęcka 2006). Autor listu do Hebrajczyków niejako potwierdza to zjawisko, a definiując wiarę wskazuje na jej aspekt umysłowy i akcentuje takie cechy jak: pewność i przeświadczenie: A wiara jest pewnością tego, czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy. (Hebr.11:1). Zatem, w stanie choroby psychicznej, możemy mieć do czynienia z kryzysem wiary, co jest częstym obserwowalnym jej skutkiem. Zmiany zachodzące w tym kontekście wśród założeń i praktyk duszpasterskich mogą dotyczyć zakresu wiedzy tudzież umiejętności osób wykonujących tę służbę w zborach. Wobec tego pojawia się wyzwanie do stworzenia zaawansowanego duszpasterstwa, które jest świadome zagrożeń oraz problemów również psychicznych i gotowe, by stawić im czoła w formie skutecznego, osadzonego na głębokiej świadomości biblijnej służbie, na rzecz poszczególnych jednostek chrześcijańskiej wspólnoty. Przygotowanie duszpasterzy, w lokalnych wspólnotach, do ustrukturalizowanej opieki wobec intymnych problemów jednostki, uchronić może osoby w kryzysie wiary od tzw. „krwawienia między rekinami”, czyli ujawniania osobistej, bolesnej i wstydliwej prawdy przed osobami niekompetentnymi, które swoimi niefrasobliwymi komentarzami mogą narobić wiele nieodwracalnych szkód personalnych i społecznych.

Dochodzimy do kolejnego, piątego obszaru duszpasterstwa, jakim jest nasilające się zjawisko rozwodów i powtórnych małżeństw wśród ewangelicznie wierzących. Na początku lat 90-tych można było zaobserwować pojawiające się pojedyncze przypadki rozwodów na skale okręgów kościelnych. Nie było ich dużo, ale wywoływały skandal i głośne komentarze wśród wiernych. Niestety wraz z tymi zdarzeniami runął, używany w protestanckich argumentacjach apologetycznych, mit jakoby wśród ewangelicznie wierzących nie było kryzysów małżeńskich, które kończyłyby się rozwodem. W pewnych kręgach postrzegano to doświadczenie jako modę przychodzącą z „zachodu”. Tego rodzaju opinie, choć może wypowiadane w gorliwości nierozsądnej (Rz.10:2), zbudowane były na arogancji i zarozumiałości. Zmieniająca się sytuacja polityczno gospodarczo-społeczna przełomu wieków sprawiła, że kryzys i rozpad małżeńskich związków można było już nazwać swoistą „falą” śród wierzących. Dotykało to, nie tylko rodzin tzw. „zwykłych” członków zboru, ale również domów liderów Kościoła. Początkowo, reakcje zborów były dość radykalne i w toku dyscyplinarnym wyłączano osoby lub małżeństwa po rozwodzie. W ten sposób można było utrzymać „czystą” statystykę nienaruszonych rodzin kościelnych, lecz było to fikcją i szybko obaloną fantazją o bezproblemowości chrześcijańskich małżeństw.

Ciekawym jest fakt, iż w kontekście małżeńskim, mimo, że jesteśmy kościołem protestanckim – ewangelikalnym, kierujemy się sakramentalnym podejściem. Jako ewangelicznie wierzący uznajemy w swojej doktrynie biblijnej tylko dwa ustanowienia Chrystusowe, a są nimi Chrzest Wodny przez zanurzenie w wieku świadomy na wyznanie wiary i udział w Wieczerzy Pańskiej pod dwiema postaciami – chleba i wina, będącymi pamiątką oraz symbolem ciała i krwi Pańskiej, a nie ich rzeczywistym obrazem, jak ma to miejsce w transsubstancjacji Kościoła Rzymskokatolickiego i konsubstancjacji Kościoła Luterańskiego. Do tzw. sakramentów, które stworzył w XIII w. Kościół Rzymskokatolicki należą: chrzest, bierzmowanie, eucharystia, pokuta, namaszczenie chorych, święcenia kapłańskie, małżeństwo. Sakramenty są zwane również: tajemnicami wiary, łaskami lub znakami, a stanowią one innymi słowy warunek zbawienia, czyli nie można dostąpić odpuszczenia grzechów i wejścia do Królestwa Niebieskiego bez godnego przyjęcia sakramentu. Biorąc pod uwagę warunkowość zbawczą sakramentu spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie: jaką funkcję pełni małżeństwo, rozwód i powtórne małżeństwo w świetle doktryny biblijnej? Czy, jeśli pojawiają się konflikty między zwykłymi wierzącymi, to mamy do czynienia tylko z nieeleganckim, ale akceptowalnym problemem Kościoła, a jeśli zaś ujawniają się kryzysy małżeńskie, to małżonkowie zbliżają się do krawędzi nieodwracalnego potępienia? Czy rozwód, a może potem powtórne małżeństwo wierzących stanowi o ich utracie zbawienia? Jeśli tak, to należy chyba stworzyć ewangelikalną listę sakramentów, która prawdopodobnie nie zatrzyma się tylko na małżeństwie i przewyższy liczbę rzymskokatolickich. Jeśli zaś nie, to warto zdefiniować status tych ludzi wierzących, których małżeństwa się rozpadły, a oni zawarli nowe i zostali wyłączeni ze zborów. Czy tacy ludzie, trwający w drugim małżeństwie po rozwodzie, nie należą już do grona zbawionych? Są to trudne pytania, na które niekoniecznie znajdziemy jednoznaczną odpowiedź, gdyż problem jest złożony zarówno teologicznie jak i obyczajowo, co nie znaczy, że nie warto ich artykułować i nad nimi się zastanawiać: Jeśli zaś chodzimy w światłości, jak On sam jest w światłości, społeczność mamy z sobą, i krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu. (1J.1:7) oraz Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe. (2Kor.5:17).

Wobec powyższego, przenieśmy teraz akcent naszej uwagi, bardziej na profilaktykę problemów rodzinnych, aniżeli na ich skutki. W związku z tym jawi się przed nami kolejne wyzwanie dla założeń i praktyk duszpasterskich, gdzie znów ujawnia się potrzeba zaawansowanej wiedzy oraz umiejętności z zakresu poradnictwa małżeńskiego i rodzinnego.

Przeżywanie nieporozumień oraz konfliktów małżeńskich i rodzinnych jest bardzo delikatną sprawą. Rzadko członkowie rodzin chcą opowiadać o swoich trudnych, a może wstydliwych problemach. Bywa, że upowszechnienie informacji o konflikcie jakiegoś małżeństwa staje się przesądzającym czynnikiem o jego rozpadzie. Poza tym angażowanie się przyjaciół, bliskich krewnych, a szczególnie rodziców i teściów raczej nie sprzyja zażegnaniu kryzysu, lecz go wzmacnia i w efekcie oddala od siebie zwaśnione strony, niwecząc pojednanie. Co zatem robić, czy jest na to jakieś rozwiązanie?

Wspomniana już obietnica Słowa Bożego powiada: Bo u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa. (Łuk. 1:37). Zatem możemy przyjąć przez wiarę, że ta „rzecz”, jak naprawa relacji małżeńskich i rodzinnych „nie jest niemożliwa” dla Boga, który może działać poprzez swoich wybranych sług. Oczywiście delegowanie do tego rodzaju służby nie musi się odbywać tylko na podstawie uduchowionych przypuszczeń, że któryś z duszpasterzy sobie z tym poradzi, ale w oparciu o merytoryczne przygotowanie, które wcale nie wyklucza natchnienia Bożego, a potwierdzeniem tego jest powołanie rzemieślników do wykonania przedmiotów świątynnych: (…) i napełniłem go duchem Bożym, mądrością, rozumem, poznaniem, wszechstronną zręcznością w rzemiośle, (4) pomysłowością w wyrobach ze złota, srebra i miedzi, (5) w szlifowaniu drogich kamieni do oprawy, w snycerstwie i we wszelkiej artystycznej robocie. (6) (…). A serce każdego zręcznego obdarzyłem umiejętnością wykonania wszystkiego, co ci rozkazałem: 2Mojż.31:3-6

„Serce każdego zręcznego”; najpierw musieli być „zręczni”, aby Bóg potem mógł napełnić ich serca szczególną „umiejętnością”. Stąd wyłania się pewien wniosek, że do służby pojednania małżeństw i rodzin potrzebni są ludzie „zręczni”, czyli przygotowani do tego, choćby przez wykształcenie i osobiste predyspozycje, a Bóg ich potem wyposaży w odpowiednie umiejętności, aby zajmować się leczeniem tej sfery Kościoła, jakim są problemy rodzin wierzących. Warto przy tej okazji przywołać postulat poprzedzającego obszaru, jakim jest zaufanie i dyskrecja. Bowiem, zdolność dochowania tajemnicy stanowi bezwzględne kryterium wyboru osób to tej służby. Ta dziedzina aktywności społecznej Kościoła, w obecnych dniach, staje się również formą misji ewangelizacyjnej, gdyż nie tylko rodzinom Kościoła służymy, ale i uwikłanym w problemy, ludziom tego świata, przez co możemy pojednać, niektórych z Bogiem.

Kolejnym, szóstym obszarem duszpasterstwa jest czystość seksualna. Zagadnienie dotyczy bardzo intymnej i prywatnej sfery jednostki stanu wolnego lub małżonków we wspólnocie kościelnej. Jest to taka dziedzina, która potrafi być skutecznie i długo ukrywana, ale w zderzeniu z moralnymi przykazaniami Ewangelii staje się powodem wyrzutów sumienia, a w efekcie stanem dyskomfortu relacji interpersonalnych. Ukrywanie tajemnicy niemoralności uderza w samoocenę na tle grupy – osoba czuje się gorsza i niedostosowana.

W kontekście dyskusji i wydarzeń społecznych dotyczących tzw. „LGBT+…” akcent ciężaru niemoralności przesunięty został na praktyki homoseksualne, podczas gdy inne grzechy heteroseksualne, niejako odsunięto na plan dalszy, a przecież wcale nie zostały anulowane w Biblii. Wszelka rozwiązłość seksualna praktykowana zarówno w zakresie orientacji hetero czy homoseksualnej należy do grupy grzechów szczegółowo opisanych min. w Pięcioksięgu (III Mojż.) i nazwanych w Nowym Testamencie jako: (…) wszeteczeństwo, nieczystość, rozpusta, namiętność, zła pożądliwość…(Gal.5:19 i Kol.3:5) lub (…) obcowanie przeciwne naturze, (…), popełniając sromotę i (…) odstępstwo….(Rz.1:26-27)

Samotność, czyli pozostanie w stanie wolnym bez małżeństwa nie jest grzechem, a nawet zalecanym przez apostoła Pawła stylem życia: (…) ale kto nie poślubia, lepiej czyni. (…); a jeśli mąż umrze, wolno jej wyjść za mąż za kogo chce, byle w Panu. Ale według mojego zdania jest szczęśliwsza, jeśli tak pozostanie;(…)1Kor.7:38-40.

Choć stan wolny nie jest grzechem, to jednak staje w obliczu niełatwego wyzwania, jakim jest zachowanie wstrzemięźliwości od pozamałżeńskiego współżycia seksualnego: (…) Dobrze jest, jeżeli mężczyzna nie dotyka kobiety; jednak ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa, niechaj każdy ma swoją żonę i każda niechaj ma własnego męża. (…) Nie strońcie od współżycia z sobą, chyba (…), aby oddać się modlitwie, a potem znowu podejmujcie współżycie, aby was szatan nie kusił z powodu niepowściągliwości waszej. 1Kor.7:1-5.

Oczywistym jest, że nie wszyscy wierzący; czyli każdy mężczyzna lub każda kobieta muszą wchodzić w związki małżeńskie. Jest to sfera wolności wyboru każdego człowieka. Jednakże Apostoł zwraca uwagę, że nie należy odwlekać zawierania małżeństwa, szczególnie w sytuacji, gdy dochodzi do zbliżeń fizycznych i chce się korzystać z przywileju współżycia seksualnego. W przeciwnym wypadku jest to kuszenie ze strony szatana, które kończy się grzechem wszeteczeństwa, czyli seksu pozamałżeńskiego. Współczesny pogląd społeczny na kontakty fizyczne stanowi rezultat kolejnej tzw. rewolucji moralnej (Smoleński 2009), gdzie w ostatnich latach dokonuje się przemiany myślenia i wartościowania postaw oraz zachowań człowieka. Dzieje się to również w kontekście refleksji krytycznej wobec religii i moralności na niej zbudowanej (Russell 1930), którą upatruje się jako jedną z głównych przyczyn lęku, frustracji, niepewności, dyskomfortu zachodzących w życiu człowieka. Ludzie odwracający się od wiary w Boga i dystansujący od Kościoła tudzież wyznawanych przez niego wartości, dążą do uwolnienia swojego sumienia oraz woli. Do swobody w nieskrepowanym praktykowaniu najskrytszych pragnień, nie wykluczone, że zasugerowanych jako modnych, a ukrytych w głębi swego jestestwa. Dokonując tak odważnych przemian w tzw. zgodzie ze swoją naturą upowszechniają model wyzwolonych i szczęśliwych ludzi. Czy takimi są naprawdę?

Choć do końca, nie odpowiemy na to pytanie z racji względności definicji szczęścia, to jednak możemy zaobserwować, iż model życia, skoncentrowanego na swoich potrzebach i pragnieniach jest dość wygodny oraz bardzo popularny. Większość współczesnych produkcji filmowych, adaptacji scenicznych oraz treści przebojów muzycznych jest niejako instrukcją obsługi dla preferowanego modelu. Wszechobecność jego zastosowania staje się tak oczywista, że i wierzący zaczynają żyć w ten sposób i wierzyć w jego sens.

Rozwijając wątek tzw. rewolucji moralnej zwróćmy naszą uwagę na kwestię orientacji seksualnej. Temat ten budzi wiele kontrowersji nie tylko społecznych, ale i w kręgach kościelnych. Wiadomym jest i wcześniej wspomnianym na podstawie Biblii, że praktyki homoseksualne są grzechem. Jednakże warto spróbować odpowiedzieć sobie na następujące pytania: czy posiadanie orientacji homoseksualnej, czyli świadomości, uczuć, preferencji w tym kierunku jest samo w sobie grzechem? Czy obecność osób o innej orientacji seksualnej w Kościele jest wykluczona? Czym różni się skłonność homoseksualna od skłonności heteroseksualnej? Czy tylko płcią towarzyszącą lub obiektem zainteresowania? Kiedy, w tym kontekście, dochodzi do nieczystości cielesnej, czyli wspomnianego, a określonego w Biblii wieloma synonimami grzechu?

Święty Jakub pisze: Lecz każdy bywa kuszony przez własne pożądliwości, które go pociągają i nęcą; potem, gdy pożądliwość pocznie, rodzi grzech, a gdy grzech dojrzeje, rodzi śmierć. (Jak.1:14-15). Autor tego tekstu ukazuje nam proces i moment rodzącego się grzechu w każdym nas. Możemy więc stwierdzić, że sama w sobie pożądliwość lub pokuszenie nie jest grzechem, ale ta która pocznie – grec. sullambano – złapie, pojmie… . Zatem pożądliwości lub pokuszenia pojawiające się w umyśle i sercu, zarówno homoseksualisty jak i heteroseksualisty nie są grzechem, lecz objawem ich skłonności i grzesznej natury. Stają się grzechem, gdy ich uwaga, koncentracja, skupienie i wola zostają złapane (sullambano) przez pokusę i dążą do urzeczywistnienia. Skłonności lub natura, pomijając ich uzasadnienie, czy to genetyczne, czy sytuacyjne lub z innej przyczyny, nie są same w sobie grzechem dopóki nie przekraczają Bożych przykazań. Tak samo grzeszy osoba hetero, gdy uprawia seks pozamałżeński jak i homo, gdy obcuje fizycznie z osobą tej samej płci.

W momencie kontaktów seksualnych pozamałżeńskich mamy zatem do czynienia z odstępstwem wobec Bożych praw, które zawsze są aktualne bez względu na obowiązującą w danym czasie normę społeczną, która czasem jedne czyny potępia a inne usprawiedliwia.

Próbując odpowiedzieć na pytanie: czy osoby o odmiennej orientacji seksualnej mogą trwać w kościele? Możemy odpowiedzieć, że tak, jak i inne osoby o orientacji hetero pod warunkiem zachowania wstrzemięźliwości od pozamałżeńskich zbliżeń fizycznych i kontaktów seksualnych. Niekiedy będzie to wyzwanie dla obu orientacji do życia i służby w tzw. „celibacie” do końca życia, jako świadoma ofiara dla Chrystusa i Kościoła.

Wobec powyższego, ponownie jawi się potrzeba duszpasterstwa zaangażowanego i obiektywnego, świadomego doświadczeń oraz zmagań jednostki. Począwszy od edukacji biblijnej na temat samodyscypliny, budowania związków i relacji międzyludzkich po przez fundamentalne prawdy o rodzinie, posługa w trosce o dusze ma dążyć do konfrontacji osoby wierzącej z kluczowym wyborem. Wybór ten można poprzedzić pytaniem: komu poddaje swoje życie i do jakiego celu zmierza? W tym kontekście szczególnie aktualnie brzmią słowa Pana Jezusa: Nikt nie może dwom panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi. Nie możecie Bogu służyć i mamonie. (Mat.6:24). Okazując posłuszeństwo temu przykazaniu, każdy wierzący podporządkowuje swoje życie Chrystusowi i Ewangelii. Próba połączenia życia dla siebie i własnych zachcianek z momentami wzruszeń dla Chrystusa rozmija się wtedy z Bożym zamiarem wobec nas, gdyż Jezus też powiedział: Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie. (Mat.7:21). Duszpasterstwo tego obszaru ma więc zadanie pełnienia funkcji przebudzenia duchowego i odświeżenia wiary poszczególnych wierzących do posłuszeństwa Bożej woli.

Ostatnim, siódmym obszarem aktywności i założeń duszpasterskich są tzw. inne obyczaje społeczne. W tej kwestii wierzący zwykle kierują się interpretacją tekstu z 1 Kor. 6:12 – Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić…, gdzie szczególnie akcentuje się frazę: „wszystko mi wolno”. To „wszystko” przenosi się na cały obszar bytu społecznego wierzących.

W nowotestamentowych założeniach wierni Kościoła jako święci – oddzieleni spośród innych ludzi tego świata, mają prowadzić odmienny styl życia dla świadectwa o przynależności do Chrystusa (1Pt 1:15). Tylko; na czym ma polegać ten odmienny styl? i czym, tak naprawdę, mają się odróżniać naśladowcy Jezusa od pozostałych mieszkańców tej ziemi?

Obyczajowość ludzi kościoła również uległa zmianie wraz z przekształcającym się porządkiem rzeczy. Wydaje się, że współcześni chrześcijanie są bardziej wyzwoleni, nie boją się świata i łatwo się z nim integrują. Niegdyś odrębność ewangelicznie wierzących wyrażano po przez unikanie uczestniczenia w jakichkolwiek formach społecznej integracji. Wierzący nie chodzili na imieniny ani urodziny, na studniówki, zakładowe bale okolicznościowe, a nawet na wesela, nie mówiąc już o chrzcinach, czy komuniach. Nie pili alkoholu, nie chodzili na dancingi, nie tańczyli i nie palili papierosów. Ta odmienność skutkowała również dezaprobatą ze strony otoczenia. Chrześcijanie protestanci byli postrzegani, z tego powodu, jako odszczepieńcy, zaburzający porządek społeczny. W rodzinach dochodziło do poważnych restrykcji, gdy wierzący odmawiali uczestnictwa w którymś ze wspomnianych obyczajów. Można było powiedzieć, że niektórzy doświadczali dyskryminacji religijnej, a nawet prześladowań, gdyż pozbawiano ich godności, przywilejów rodzinnych i dostępu do środków materialnych. Czasem spotykali się z fizyczną agresją, co zmuszało ich nawet do opuszczenia woich domów rodzinnych, skazując siebie na tułaczkę lub łaskę sióstr i braci swoje wspólnoty. Dzieci tych uczniów Chrystusa również stawały w obliczu trudnych wyzwań, gdy musiały zmierzyć się z nieakceptacją w szkołach. W efekcie ukazywała się bardzo wyraźna różnica między wierzącym a niewierzącym, choć niektórzy musieli zapłacić za nią ogromną cenę. Wydawało się, że Zbory chrześcijańskie z powodu tak radykalnej postawy wobec powszechnie przyjętych form rozrywki społecznej nie będą ofertą dla ludzi tego świata; bo kto by się chciał narażać i tracić korzyści dla jakieś tam wiary. A jednak można było zaobserwować pewien wzrost liczebny Kościoła. Ewangelia, mimo wszystko, docierała do serc i umysłów ludzi zgubionych, co skutkowało wieloma nawróceniami.

Z biegiem czasu radykalizm biblijny osłabł i stracił swoją jaskrawość. Równolegle zaczęto analizować zagadnienie wolności i misyjnej asymilacji Kościoła. Dostrzegano potrzebę integracji ze światem w celu dostarczenia Ewangelii zgubionym grzesznikom, zresztą w myśl nauki Pawła: (…) dla wszystkich stałem się wszystkim, żeby tak czy owak niektórych zbawić. (1Kor.9:22). W istocie formy pobożności liturgicznej podczas nabożeństw zaczęły się zmieniać, stawać coraz atrakcyjniejsze dla ludzi niewierzących. Kościół wyszedł ze swoich sakralnych budynków i zaczął odważnie tudzież nowocześnie zwiastować ewangelię w miejscach publicznych. Wyzwoliła się twórcza siła w postaci wielu nagrań muzycznych i filmowych, będących niekiedy mocną konkurencją dla świeckich poczynań. To wszystko zwiastowało nadzieję przebudzenia i fali nawróceń. Owszem, można było zaobserwować pewien ruch przebudzeniowy w kręgach katolickich, co miało związek z wpływem nauki ewangelikalnej za pośrednictwem niektórych pastorów protestanckich. Jednakże, aż tak wielkiej fali nie zanotowano, wierzący na dobre zintegrowali się z otoczeniem, że czasem trudno odróżnić. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby zamiar misji nie przestał być wiodącą motywacją do tak zażyłych relacji ze światem. W obliczu takiego zjawiska wychodzi na pierwszy plan potrzeba reasumpcji nauki Kościoła w kwestii wolności i zobowiązania. Oczywistym jest, że jawi się tu swoisty oksymoron, ale paradoksalnie można rzec: taka jest istota wspólnoty ewangelicznie wierzących. Wolność obyczajów, gdzie granicą jest realizacja wielkiego posłannictwa. To niejako zastosowanie słynnej myśli św. Augustyna, chrześcijańskiego filozofa okresu starożytności, który powiedział: Kochaj Boga i rób, co chcesz. Czyli jeśli kochasz Boga, to pragniesz tego czego On sam pragnie. Gdy kochasz Boga, nie chcesz grzeszyć i nie szukasz do tego okazji. Nabierają wtedy też innego znaczenia słowa apostoła Pawła: Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić. (1Kor.6:12). Wówczas strażnikiem przyzwoitości, w tak rozległym obszarze wolności, staje się miłość do Boga i do bliźniego.

Postulatem duszpasterstwa w tym obszarze stają się ponownie słowa Jezusa skierowane do zboru w Efezie za pośrednictwem Jana apostoła: Lecz mam ci za złe, że porzuciłeś pierwszą twoją miłość. (Obj.2:4). Czy zatem założenia i praktyki duszpasterskie, miast tylko piętnowania wierzących za przyjaźń ze światem, nie powinny włożyć wysiłku w przywracanie pojedynczych serc do pierwszej miłości Zbawiciela? A czynić to mogą przez modlitwę: Zginam kolana (…) żeby Chrystus przez wiarę zamieszkał w sercach waszych, (…) i mogli poznać miłość Chrystusową…(Ef.3:14-20) i cierpliwe napominanie: (…) z łagodnością krnąbrnych, w nadziei, że Bóg przywiedzie ich kiedyś do upamiętania… (2Tym.2:25).

Zdaję sobie sprawę, że nie wyczerpałem tematu, a moje refleksje były tylko wstępem do głębszej analizy wskazanych obszarów. Jednakże mam nadzieję, że materiał ten stanie się inspiracją do indywidualnych lub zbiorowych rozważań i dyskusji w obrębie lokalnych wspólnot chrześcijańskich. Szukajcie Pana, dopóki można Go znaleźć, wzywajcie go, dopóki jest blisko! (Iz. 55:6)